środa, 5 czerwca 2013

Kostnica

Po ponad półrocznym oczekiwaniu wreszcie jest zapowiadany tekst o obrazku, który jest właściwie całkiem zwyczajnym, słabym filmidłem, ale na swój sposób wyjątkowym. Być może dlatego, że wiąże się z nim kilka fajnych wspomnień na przykład wyśmiewania głupoty twórców z grupą znajomych. Właściwie to na pewno dlatego. Tak wyszło, że tekst najpierw pojawił się na Szlamie. Ale z braku czasu wrzucam go tutaj.




Kiedy w kolorowym namiocie rozstawionym w samym centrum dużego miasta zobaczysz pudło z filmami za 5 zł, daj się ponieść, bo w tym kartonie możesz znaleźć coś co sprawi, że nic nie będzie już takie jak wcześniej. Płyta musi mieć kozacką okładkę, a tytuł musi wryć się w mózg. Moje życie można śmiało podzielić na dwa okresy przed Kostnicą i po Kostnicy. Nie jest to oczywiście żadne arcydzieło, ale nie jest to też najgorszy film z jakim przyszło mi się zmagać. Jest po prostu inny.
Niewątpliwym plusem jest to twórcy postanowili pójść na rękę wszystkim, którzy nie mają czasu na oglądanie filmów, (albo przez ciągle oglądanie dwudziestominutowych odcinków seriali zatracili umiejętność oglądania filmów bez robienia sobie przerw) i postanowili wrzucić kilka fabuł do jednego filmu. Reżyserem jest nie byle kto, bo sam Tobe Hooper odpowiedzialny między innymi za dwie części The Texas Chain Saw Massacre czy świetnego Poltergeista, więc koleś nie może się mylić i jak mówi, że ma być kilka filmów w jednym, to tak ma być i basta. Zatem do rzeczy.

Leslie Doyle, samotna matka wychowująca dwójkę dziec w poszukiwaniu szczęścia przeprowadza się do małego miasteczka w Kalifornii, w którym ma zajmować się tanatopraksją i usługami pogrzebowymi. Nastoletni Johnatan nie może pogodzić się z nagłą zmianą (przeprowadzka w połowie roku szkolnego!), pali papierosy i szybko wpada w konflikt z lokalnymi złymi dziećmi, a jego mała siostra Jaime,  po przekroczeniu progu i zobaczeniu pyta czy tatuś przyjechał razem z nimi.
Żeby było ciekawiej zakład pracy znajduje się w tym samym budynku, w którym ma zamieszkać cała rodzina. Zły dom sąsiaduje z klimatycznym cmentarzem spod ziemi wybija szambo, brakuje jeszcze wiszącej nad nim chmury bijącej gromami i siedzących na martwym drzewie sępów. Idealne warunki do wychowania dzieci.





Szybko okazuje się, że dom skrywa mroczną tajemnicę rodziny Fowlerów, poprzednich właścicieli domu pogrzebowego. Legenda głosi, że kiedy na świat przyszedł ich zdeformowany syn Bobby do ósmego roku życia go maltretowali, a później zamknęli w grobowcu. Dziesięć lat później znaleziono ich ze zgniecionymi czaszkami. Bobby żyje i nadal straszy mieszkańców. Być może Hooper poczuł, że wychodzi mu coś na kształt Leatherface’a, więc postanowił dodać trochę morderczych grzybów, które zaczęły obrastać całą posiadłość po tym jak do kanalizacji dostało się trochę krwi w czasie nieudolnie przeprowadzonej tanatopraksji. Leslie w ogóle nie zna się na swojej pracy, bo korzysta z podręcznika i nie potrafi nawet dobrze przyszyć oderwanej ręki. Kto dał jej tę pracę?
 


W międzyczasie okazuje się, że wejście do grobowca Fowlerów sprawia, że ludzie zachowują się jak  agresywni, natarczywi narkomani wymiotujący czarną mazią. Martwi wracają do życia, przyjaciele stają się wrogami, stróże prawa bestiami, a archetypiczna matka goni swoje dzieci z rzeźnickim nożem. Powoli dociera nas, że twórcy musieli czytać Lovercrafta, a zło i niedobro musi mieć swoje źródło w jakiejś przerażającej, pradawnej istocie, która właśnie się przebudziła. W podziemiach, w studni żyje wrażliwe na sól kuchenną stworzenie a’la Sarlacc, karmione przez Bobbiego ludźmi.
Twórcy pewnie już wiedzieli, że tego filmu nie da się uratować, a dni zdjęciowe powoli dobiegają końca, więc zorganizowali sobie poligon doświadczalny dla swoich pomysłów. I za to im dziękuję, bo wyszło dokładnie tak źle jak się spodziewałem.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz