środa, 31 października 2012

Nasze święto

Tak się jakoś złożyło, że na blogowanie zebrało mi się w okolicach Halloween.Czas świątecznych odcinków specjalnych, dekorowania czaszkami stron internetowych oraz, jeśli wierzyć filmom, dzieciaków tłumnie maszerujących amerykańskimi przedmieściami od domu do domu polując na słodycze. Nigdy nie byłem amerykańskim dzieciakiem, ale nadal lubię Halloween. Zastanawiałem się nad tym co by tu napisać skoro i tak planuję tutaj sporo pisać o gumowych potworach i flakach. Wtem, przypomniałem sobie, że od paru lat staram się wywołać fałszywe wspomnienia związane z tym dniem. Bo jednak żałuję, że nigdy nie było mi dane biegać po domach w przebraniu Pinheada i szantażować ludzi głośnym trick or treat. No i sobie wmawiam te fałszywe wspomnienia chyba najbardziej halloweenową piosenką jaką mieszkaniec Europy może sobie wyobrazić.

Był rok 1962. Amerykańskie zaangażowanie w Wietnamie rosło, przybywało żołnierzy, a helikoptery rozpylały Agent Orange nad polami ryżowymi. Wtedy też niejaki Bobby Picket wydaje swój jedyny przebój, napisany specjalnie na Halloween, Monster Mash. Kawałek o potworach imprezujących w zamku szalonego naukowca. Picket śpiewa ją imitując głos najbardziej znanego Frankensteina w historii, Borisa Karloffa, będącego jednocześnie najbardziej znaną Mumią.



Oprócz Karloffa w kawałku pojawia się również Bela Lugosi, czy też raczej jego udana imitacja. Dracula, wstaje z trumny, i z niedowierzaniem patrzy się na potwory tańczące nowy taniec wymyślony przez kreaturę ożywioną przez szalonego naukowca. Hrabio, twój Transylvania Twist odszedł w zapomnienie, pogódź się z tym.

Piosenka doczekała się licznych coverów i była wykorzystana w wielu filmach, chociażby w tle halloweenowej alko- imprezy. W specjalnym odcinku Shindig z okazji Halloween 65' program współprowadzi sam Boris Karloff,  podczas którego śpiewa Monster Mash. Tworzyszyli mu Jim Doval & The Gauchos. Co ciekawe, cały program można znaleźć na YT, w trzech kawałkach. Niestety, brakuje występu Kraloffa, który został całkiem zgrabnie odtworzony przy pomocy oryginalnej ścieżki dźwiękowej z programu.

Polecam zresztą cały program, bo oprócz Karloffa pojawia się również Ted Cassidy, czyli serialowy Lurch z Rodziny Adamsów. No i te reklamy. Nie byłbym sobą gdybym nie wspomniał o coverze Misfits, dzięki którym poznałem Monster Mash. No to wspominam.



wtorek, 30 października 2012

Geneza

Kiedy z szuflady zaczęły wypełzać znaczne ilości pisaniny popełnionej w ciągu paru ostatnich lat, postanowiłem działać natychmiast. Nie żebym był jakimś wyjątkowo płodnym czy utalentowanym tekstokletą  Po prostu ilość tekstów rozpoczętych i nieskończonych jest znaczna, a od części z nich bije wręcz namiętną grafomanią. Wszystko rozbija się o brak oryginalnych pomysłów niezbędnych do stworzenia czegoś wartego pokazywania. Chociaż nie, to nie brak pomysłów tylko raczej nieumiejętność sensownego ich rozwinięcia. Historia polskiej fantastyki pokazuje jednak, że nawet ciekawe pomysły warte co najwyżej dłuższego opowiadanka, zostają rozciągnięte do czterech tomów (trzy dychy każda) Kłamcy czy jakiegoś innego Wędrowycza. Dodatkowo pisane toto jest językiem przesadnie luzackim, takim wręcz, hoho, młodzieżowym. No i te toporne metafory. Może haker im dopisał.

Pisanie jest łatwe, proste i przyjemne, ale znacznie łatwiejsze jest ocenianie innych, zwłaszcza w internecie. Przy okazji jest okazja nakarmienia wewnętrznej atencyjnej kurwy. Ponadto, od dłuższego czasu nosiłem się z otworzeniem bloga obrazkowego poświęconego kolekcjonowanym przeze mnie napisom na murach, ale wpadło mi do głowy, że odkładają się we mnie znaczne pokłady potencjalnych tekstów, które chętnie bym przeczytał, a że nikt ich nie pisze to napiszę je sobie sam. Tym samym połączę te wszystkie sprawy w jednego bloga poświęconego kulturze, głównie tej z niskiej półki.